Flirt w erze algorytmów – jak nie dać się zautomatyzować

Żyjemy w czasach, w których technologia stała się nie tylko narzędziem wspomagającym codzienność, lecz także filtrem wpływającym na sposób, w jaki wchodzimy w relacje. Algorytmy analizują nasze preferencje, przeszłe wybory, dane z aktywności i proponują nam potencjalnych partnerów w sposób szybki, wygodny, a często wręcz hipnotyzujący. Zamiast spotkań przypadkowych, mamy spotkania zaprogramowane. Zamiast niespodzianek – schematy dopasowania. Flirt, który kiedyś był sztuką intuicji, spontaniczności i napięcia, dziś coraz częściej staje się produktem cyfrowej obróbki. Jak nie dać się zautomatyzować w świecie, w którym decyzje emocjonalne podlegają logice algorytmu?
Początki flirtu od zawsze opierały się na pewnej niepewności, niedopowiedzeniu, grze gestów i słów, której sensu nie dało się zamknąć w równaniu. W erze cyfrowej, gdzie każdy krok w aplikacji zostaje przetworzony, a sugestie pojawiają się w odpowiedzi na nasze kliknięcia, łatwo wpaść w złudzenie, że relacje są równie przewidywalne i powtarzalne jak dane. Algorytmy analizują nasze działania i podpowiadają nam osoby, które mają największe szanse wzbudzić zainteresowanie. Jednak warto się zastanowić – czy to zainteresowanie rzeczywiście płynie z nas samych, czy może jest subtelnie kierowane przez niewidoczne mechanizmy, które uczą się naszych reakcji i odtwarzają je w kółko?
Największym zagrożeniem flirtu w cyfrowym świecie jest utrata autentyczności. Kiedy poruszamy się w środowisku zaprojektowanym tak, by dostarczać nam nagród za określone zachowania – dopasowania, polubienia, wiadomości – łatwo zaczynamy grać pod reguły systemu. Zmieniamy swoje zdjęcia na bardziej „klikalne”, modyfikujemy opisy w taki sposób, by zwiększyć atrakcyjność, a niekoniecznie oddać prawdziwego siebie. Nawet sposób prowadzenia rozmów ulega uśrednieniu – powtarzamy te same zdania, schematy otwarcia, flirtujemy według wzorca, który wcześniej zadziałał. W ten sposób nie tylko tracimy swój głos, ale też przestajemy widzieć innych ludzi jako indywidualności. Zaczynamy ich oceniać według przewidywalnych cech, automatycznie przesuwając w lewo lub prawo, tak jak nauczył nas interfejs.
Flirt w swojej najgłębszej formie nie jest przecież tylko techniką zdobywania uwagi – to sposób na stworzenie emocjonalnego napięcia, więzi, komunikacji poza schematem. Wymaga uważności, wyczucia, reagowania na unikalność drugiej osoby. Gdy zbyt mocno polegamy na algorytmach, uczymy się podchodzić do relacji tak, jak do sklepu internetowego: przeglądamy, porównujemy, wybieramy. Takie podejście zubaża doświadczenie bycia z drugim człowiekiem, bo opiera się na analizie, a nie na obecności. Algorytmy mogą podpowiedzieć, kogo wybrać, ale nie nauczą, jak się zakochać.
Równie problematyczna jest zmiana podejścia do odrzucenia i niepewności. Flirt wiąże się przecież z ryzykiem – możemy nie zostać odwzajemnieni, zignorowani, odrzuceni. W cyfrowym świecie to ryzyko jest zminimalizowane – dopiero po wzajemnym „matchu” dochodzi do kontaktu. Oznacza to, że coraz mniej uczymy się radzić sobie z odrzuceniem, a co za tym idzie – coraz mniej jesteśmy gotowi na autentyczne emocje. Gdy coś nie działa, nie próbujemy zrozumieć, co poszło nie tak, tylko odświeżamy aplikację i przechodzimy do kolejnej osoby. Tymczasem flirt wymaga odwagi – by zaryzykować, by nie wiedzieć, co będzie dalej, by podjąć emocjonalny wysiłek.
Warto też dostrzec subtelny wpływ algorytmów na nasze poczucie wartości. Im więcej dopasowań, tym większe poczucie atrakcyjności. Im mniej reakcji – tym większa pokusa, by coś w sobie zmienić, dopasować, poprawić. To rodzi niebezpieczny mechanizm, w którym własne „ja” zostaje uzależnione od cyfrowych reakcji. A przecież flirt nie polega na byciu doskonałym, lecz na byciu obecnym. Czasem to właśnie niedoskonałości, drobne niepewności, zawahania, czynią nas interesującymi. Algorytm nie widzi niepewności w spojrzeniu, nie odczyta zmieszania w głosie, nie zrozumie, dlaczego ktoś po raz trzeci wraca do tego samego tematu. A właśnie w tych elementach kryje się prawda o człowieku.
Nie oznacza to oczywiście, że technologia zabiła flirt. Wręcz przeciwnie – może go wzbogacać, otwierać nowe możliwości, łączyć ludzi, którzy nigdy by się nie spotkali. Kluczem jest jednak to, by nie dać się zautomatyzować. By korzystać z narzędzi, ale nie pozwalać im decydować za nas. By pamiętać, że każda wiadomość, każde słowo, każda decyzja ma wartość, kiedy płynie z autentycznego zainteresowania, a nie z reakcji na schemat. To, że aplikacja pokazała nam daną osobę, nie oznacza jeszcze, że jesteśmy sobie pisani. To dopiero zaproszenie do poznania – reszta zależy od naszej uważności.
Aby flirt był żywy i prawdziwy, trzeba do niego wrócić jako do rozmowy z człowiekiem, a nie z interfejsem. Trzeba przywrócić sobie ciekawość drugiej osoby – nie tylko jej zdjęć, ale sposobu mówienia, myślenia, odczuwania. Trzeba pozwolić sobie na błędy, na niepewność, na ciszę. Trzeba zaryzykować brak odpowiedzi, by odpowiedź – jeśli się pojawi – miała wartość. Prawdziwy flirt wymaga odwagi, by być sobą, nie wersją siebie, która została najlepiej oceniona przez aplikację.
W erze algorytmów warto pamiętać, że to, co najbardziej ludzkie, nie mieści się w danych. Nie da się przewidzieć, dlaczego jedno spojrzenie porusza nas bardziej niż inne. Nie da się zaprogramować poczucia humoru, które wzbudza śmiech mimo nerwów. Nie da się przeanalizować tych kilku sekund milczenia, w których dzieje się więcej niż w tysiącu słów. Flirt jest sztuką obecności, nie schematem dopasowania. Jest grą, w której nie chodzi o wygraną, lecz o połączenie.
Dlatego warto zatrzymać się na chwilę, wylogować z automatyzmu i zapytać: czego naprawdę szukam? Czy chcę być wybierany przez system, czy przez drugiego człowieka? Czy jestem gotów pokazać siebie takim, jakim jestem, czy tylko takim, jakiego oczekuje algorytm? Te pytania nie są łatwe, ale to właśnie one otwierają drogę do autentycznego flirtu. A może nawet do czegoś więcej – do relacji, która wykracza poza dane, wzory i schematy. Do bliskości, która nie potrzebuje systemu rekomendacji, by wiedzieć, że znalazła to, czego szukała.